Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/to-kilka.tarnobrzeg.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 17
zacząć.

wiedziała dlaczego, ale jeszcze zanim mężczyzna wyciągnął z

i skupiały na sobie uwagę. Mimo podziwu dla jego piękna, Mały Książę nie czuł do niego sympatii. Sprawiło to
Ręka mu się trzęsła, gdy sięgał do kieszeni dżinsów. Twarz mu się śmiała, oczy pałały, serce zdawało się śpiewać. Półprzytomny z przejęcia, wyciągnął pudełeczko obciągnię¬te pąsowym aksamitem, otworzył je i... ach!
Mark już wiedział, czym ją przekona. Pieniędzmi. Z pewnością liczyła się z każdym groszem, więc nie po¬gardzi okrągłą sumką. Jej siostra wyszła za mąż dla pie¬niędzy, ich matka uwielbiała luksusy - to musiało być u nich rodzinne. Oczywiście, nie mógł zaproponować pie¬niędzy teraz, kiedy kipiała złością, bo cisnęłaby mu je w twarz. Poczeka, pokaże jej dziecko, uświadomi, ile ko¬sztuje odpowiednie wychowanie i staranne wykształcenie, a wtedy sama dojdzie do wniosku, że nie stać jej na za¬trzymanie siostrzeńca w Australii.
Swoją drogą, nienawidził tego paradnego ubioru. Nie znosił zadęcia i pompy. Irytował go napuszony ambasador i jego ordynarnie wielka limuzyna. To wszystko działało mu na nerwy. Mark szczerze nie cierpiał roli regenta i gorąco pragnął uwolnić się od niej. Tak się jednak złożyło, że speł¬nienie jego marzeń zależało od tej dziewczyny.
- Przyjechałam dopilnować, by był szczęśliwy. Przekonałam się, że Henry cię potrzebuje, a ty rzeczywiście po¬trafisz się nim zająć. Potrzebuje miłości, a ty mu ją dasz.
Schylił się i posadził Henry'ego tuż obok swojej nogi, wiedząc, że ostatnio chłopczyk lubił się bawić w następu¬jący sposób: chwytał nogawkę spodni stryjka, podciągał się do pozycji pionowej, a potem z rozmachem opadał z po¬wrotem na pupę.
Mark uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, dla którego przeleciała przez pół świata.
- Ktoś, kto przejąłby władzę, ponieważ nie byłoby już następcy tronu.
- To, co miałam ci do powiedzenia, usłyszałeś dawno temu. Dziesięć lat rozłąki nie zmieniło mojej opinii. - Z szacunku dla Danny'ego powinnaś chociaż zapytać, jak się czuję i jak sobie radzę z moim smutkiem. - Niczego nie powinnam. Nie szanuję cię, a co do twojego smutku, to widzę, że nawet nie wyłączyłeś dzisiaj pieców. Śmierć Danny'ego była tragedią, ale nie zmieniła charakteru tej rodziny. - Twojej rodziny. - Nie. Nie chcę mieć nic wspólnego z tobą, Chrisem i twoją odlewnią. Przyjechałam, żeby osobiście i prywatnie pożegnać się z Dannym przy jego grobie. Niestety, przeszkodził mi w tym twój sługus. - Nie zauważyłem, żeby Beck przerzucił cię przez ramię i zaciągnął tutaj wbrew twej woli. - Nie, ale sprytnie zasugerował, że wie o czymś, czego nie mogłam zignorować. Podstęp się udał, jestem tu. Teraz jednak spełniłam obowiązek. Jadę na cmentarz, a potem wracam do domu. - Jesteś w domu, Sayre. Roześmiała się gorzko. - Nigdy się nie poddajesz, prawda, Huff? - Nie. Nigdy. - Zrób sobie przysługę i zrozum, że nie masz już na mnie żadnego wpływu. - Za pomocą kciuka i palca wskazującego uformowała kółko. - Zero. Nie obchodzi mnie nic, co mówisz. Nawet nie próbuj mnie straszyć. Nie mógłbyś wymyślić niczego gorszego ponad to, co już zrobiłeś. Prze-stałam się ciebie bać. - Naprawdę? - Naprawdę. Podszedł do drzwi biblioteki i otworzył je na oścież. - Udowodnij to. 5 Było to wyzwanie, którego nie mogła odrzucić, podobnie jak konfrontacji z Beckiem Merchantem. Wycofywanie się nie leżało w jej charakterze. Chciała czy nie, odziedziczyła pewne cechy po swoim ojcu. Wiedząc, że prawdopodobnie dobrowolnie wpada w jego sidła, podążyła za Huffem do biblioteki. Powiedziała, że już się go nie boi. Zapewne w to nie wierzył, ale nie to było teraz ważne. Liczyło się jej przekonanie. Nie musiała udowadniać swojej odwagi jemu, tylko sobie. Łatwo było rozprawiać o uleczeniu i obojętności, mieszkając prawie cztery tysiące kilometrów od domu. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać, było bezpośrednie zmierzenie się z wrogiem, który kiedyś zadał jej śmiertelną ranę. Tylko w ten sposób mogła się upewnić, że jej strach przed Huffem należy do przeszłości i że ojciec nie ma już na nią żadnego wpływu. Dlatego weszła za nim do biblioteki. Poza ogromnym telewizorem, w pokoju przez te dziesięć lat nic się nie zmieniło. Rozglądając się, próbowała przywołać chociaż jedno przyjemne wspomnienie związane z tym miejscem, ale nie potrafiła go odnaleźć w pamięci. Jaskinia Huffa wiązała się wyłącznie z przykrymi zdarzeniami w jej życiu. Kiedy była małą dziewczynką, wiecznie walczącą o zainteresowanie ojca, obowiązywał ją zakaz wstępu do biblioteki. Chris i Danny mogli wchodzić do sanktuarium Huffa, byli tam wręcz mile widziani, ale nie ona. Wiedziała, że wynika to wyłącznie z tego, iż jest dziewczyną. W tym właśnie pokoju Huff wyjaśnił Sayre i jej braciom, jak bardzo chora jest ich matka. Przemawiając
- nie zrozumiał Mały Książę.
- Zrobię, jak pani sobie życzy, ale nawet nie chcę my¬śleć, co powie Jego Wysokość, kiedy się dowie...
- Dziękuję. Czy oczekuje naszej wizyty? - Tak sądzę. Sayre podziękowała pielęgniarce pomimo jej nieuprzejmości i gestem nakazała Beckowi iść za sobą. Przeszli przez przeładowany meblami korytarz i sprawiające podobne wrażenie pokoje. Oszklona weranda znajdowała się na tyłach domu, skąd widać było pole golfowe. Calvin McGraw siedział w tym samym fotelu, co podczas poprzedniej wizyty Sayre. Spoglądał na drzwi. Sayre uśmiechnęła się i wymówiła jego imię. Spojrzał na nią, jakby jej nie poznawał. Poczuła lekką niepewność. - Przyprowadziłam ze sobą Becka Merchanta. Czy to odpowiednia chwila na rozmowę? - Obawiam się, że nie, Sayre. - Z wiklinowego fotela z wysokim oparciem, które całkowicie skrywało siedzącego przed wzrokiem gości, podniósł się Chris. Odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy. - Beck powiedział mi, że się tu wybieracie i dzięki temu przypomniałem sobie, że ostatnio nieco zaniedbałem Calvina. Staram się go odwiedzać raz na jakiś czas. Sprawdzam, jak się czuje. Niestety, ostatnio nie radzi sobie najlepiej. Jego umysł raz działa, raz nie. Sama rozumiesz, tak to już jest, kiedy się ma alzheimera. Podszedł do starego człowieka i czule poklepał go po plecach. McGraw nawet nie mrugnął, po prostu wpatrywał się obojętnie w przestrzeń przed sobą. - Czasami nie pamięta nawet swoich własnych dzieci. Kiedy indziej twierdzi, że ma dziecko z siedemdziesięcioośmioletnią wdową z sąsiedztwa. W zeszłym tygodniu złapali go na taplaniu się nago w jeziorze. Aż dziw, że nie utonął. Następnego dnia obudził się w pełni władz umysłowych. Pokonał swoją pielęgniarkę w szachy, i to pięć razy. - ścisnął ramię starego prawnika, - Pomyśleć tylko, że kiedyś był tak elokwentny w sądzie. Umysł to stalowa pułapka. - Potrząsnął głową ze smutkiem. - Teraz biedny Calvin przez kilka dni z rzędu nie mówi ani słowa, a potem nagle paple jak najęty. Oczywiście, kompletnie bez sensu. Sayre oddychała coraz gwałtowniej i goręcej. Krew uderzyła jej do głowy. Czuła, że za chwilę zemdleje, ale jednocześnie była na granicy wybuchu. Mogła zignorować Chrisa. Po nim spodziewała się zdrady, ale nie po Becku. Jego nielojalność odczuła jak śmiertelną ranę. Zastawił na nią pułapkę i miał jeszcze czelność sprzedawać jej te słodkie gadki o pragnieniu i snach na jawie. Chciała wydrapać mu oczy za to, że zaufała mu choć tę odrobinę, za to, że pozwolił jej myśleć, iż nie jest może tak odrażający, jak mężczyźni, którym służył. - Ty skurwysynu - rzuciła w kierunku Becka. Był to mierny epitet w porównaniu z tym, co myślała o nim w rzeczywistości. Przecisnęła się obok niego, opuściła pozbawiony gustu pseudodom i pobiegła z powrotem do samochodu. Zanim dotarła na parking, zdążyła się zadyszeć, częściowo z upału, lecz głównie z wściekłości i upokorzenia. Gdy włożyła kluczyk do stacyjki, zauważyła, że dłoń krwawi. Zaciskała pięść tak mocno, że ząbki kluczyka przebiły skórę do krwi. 24 Clark Daly wyjechał do pracy dziesięć po dziesiątej. Pół godziny wcześniej, niż musiał, bo przecież fabryka była oddalona ledwie o pięć minut drogi od domu, a jego zmiana zaczynała się dopiero o jedenastej. Ale atmosfera w domu była tak wroga, że wolał czym prędzej znaleźć się w odlewni. Luce roztrząsała sprawę z Sayre. Kiedy za niego wychodziła, wiedziała, że kiedyś chodził z córką Hoyle'a i chociaż miało to miejsce za czasów licealnych, ich związek był bardzo poważny. Miejscowe plotkary dopilnowały, żeby poznała każdy pikantny szczegół tej historii. Poruszyła ten temat, kiedy jeszcze byli z Clarkiem na etapie randek. Nie szczędził jej wtedy szczegółów.
dlaczego Pilot stał się przyjacielem Małego Księcia. Sprawił to entuzjazm Pilota, który pozbawiony wszystkiego i
Tammy wściekła się.

w małżeństwie jego rodziców.

Nagle zauważyła bose stopy Marka i na jej twarzy odbił się wyraz absolutnej zgrozy.
wypowiedzianym zdaniu. Początkowo wydawało mu się to nawet zabawne, lecz z czasem stawało się czymś coraz
Zatkało ją.

z wielu róż. Ja zaś ciągle jestem zwykłą smutną dziewczyną bez imienia. Niczyją...

- Dokąd idziesz? - W głosie dziewczynki zabrzmiała znowu
- Panie Gardner, proszę cofnąć się myślą do ostatnich kilku dni
- Tak myślałem...

- Mark, mówiąc poważnie, chciałabym porozmawiać o tym, gdzie będę mieszkać. Faktycznie, domek ogrodnika nie jest najlepszym miejscem dla Henry'ego, ale naprawdę

— Dobrze — powiedziała Tempera — ale oznacza to o
- Może coś zimnego do picia. Ale za chwilę, nie ma pośpiechu.
Czemu więc perspektywa rychłego wyjazdu napełniła jego serce uczuciem bardziej podobnym do smutku niż ulgi? Wzruszył ramionami i podążył ku apartamentom zarezerwowanym dla kobiet.